Żarcie i Piwo


  Trendy w gastronomii, czyli NIE dla lodów w rolkach


Scena gastronomiczna naszych miast i miasteczek zmienia się dynamicznie od ponad 35 lat i jest to fakt. Możemy zjeść po meksykańsku chińsku i murzyńsku poczynając od Warszawy a kończąc na zapadłych pipidówach. Duża różnorodność rozpieszcza smakoszy zarówno szukających białych obrusów i srebrnych sztućców jak i miłośników streetfoodu zapijanego browarem. Każdy rozwija swój kierunek co jest jak najbardziej ok. Raz na jakiś czas branża dostaje jednak jakiegoś totalnego zajoba i nagle na każdym rogu wyrastają knajpy z tym samym. Na początku millenium były to bary z sushi których nagle powstały tysiące dosłownie w każdym zakamarku naszego kraju. O dziwo duża część z nich się obroniła, chociaż patrząc na jakość i ceny co niektórych przybytków nie sposób ulec wrażeniu że ich klientela nie przychodzi tam dla żarcia tylko po to żeby się pokazać w snobistycznym miejscu. No nic, każdy ma swój gust. Kolejna fala to "zdrowe" burgerownie. W momencie gdy powstało ich po 2-3 albo 5 w dużych miastach można było powiedzieć że to coś nowego fajnego i całkiem zresztą smacznego. Tylko dlaczego nie mogło tak zostać ? Dlaczego tak wielu gastronomom zamiast ciągnąć swoją gałąź nagle ubzdurało się, że jak też nie będą smażyć mięcha w bułce to stracą szansę życia ? Efekt jest taki, że branża zjada własny ogon bo ilość bud z "prawdziwymi" hamburgerami przyprawia o mdłości przez co potencjalni klienci szukający czegoś innego mają ich serdecznie dość. Jakość wyrobu też oczywiście poszybowała w dół bo nagle niszowy produkt stał się masowym i zdecydowana większość knajp aby obronić cenę serwuje nam obecnie tego samego, produkowanego przemysłowo burgera, którego tylko podgrzewa się na hipsterskim grillu nadając mu jakąś kretyńską nazwę siląc się na oryginalność. Co niektórzy żeby się wyróżnić na tle identycznej konkurencji wymyślają do tego jakieś legendy np. jeden z nadmorskich burgerbiznesmenów, którego nazwy z litości nie wymienię usiłował mi wmówić że jego wuj przez 20 lat hodował byki w USA tylko z przeznaczeniem na hambuksy po czym przeprowadził się z jakiegoś nielogicznego powodu do dziury pod Płockiem i tenże właśnie wujaszek zaopatruje jego karton-budę w jedyną w swym rodzaju wołowinę. Dajcie żyć! Czy ja mam na czole wypisane IMBECYL? Toż to nadmorskie smażalnie są bardziej wiarygodne ze świeżą pangą z porannego połowu. To nic że poranny połów odbył się rok wcześniej w Chinach. Ale co to wszystko ma wspólnego z tytułowymi lodami ? Nie to jeszcze nie delirium. Otóż zawitałem ostatnio na poznańska Polagrę Gastro i krążąc od degustacji do degustacji natknąłem się na kilka stoisk producentów sprzętu do "rolkowych lodów". Jedne nazwano lody tajskie , inne rollo lody, a i tak to wszystko jeden pies. Myk polega na tym że facet polewa jakąś obrzydliwą chemiczną breją (płynna masa lodowa) płaską schłodzoną do minus pierdyliard stopni maszynę, po czym owa breja zastyga i można z niej za pomocą szpatułki formować cienkie ruloniki. Wygląda to atrakcyjnie nowatorsko i ekskluzywnie , smakuje jak kartongips wymieszany  z mlekiem w proszku. Ma jednak 2 zalety które o zgrozo pozwolą się temu badziewiu stać przebojem. Są oryginalne (czytaj: statystyczny Janusz jeszcze tego nie żarł) i koszt zrobienia jednej porcji według prelegenta nie przekracza 30 gr. Właściwie wystarczyłaby tylko ta druga informacja aby na twarzach oglądających prezentację panów z czarnymi teczkami pojawił się autentyczny orgazm.
Już widzę oczyma wyobraźni przyszły sezon letni nad Bałtykiem i setki leasingowanych maszyn z pseudo-lodowym szajsem. Pewnie co drugi byznesmen będzie wciskał kit o wujku z Tajlandii co to pierwszą maszynę do Polski na plecach przyniósł. Cóż... trendy jego mać.

1 komentarz:

  1. Jadłem to kiedś w tajlandii, a potem we Wrocławiu. Nie ma porównania, te polskie bez smaku. Oryginalne sa z mleka kokosowego

    OdpowiedzUsuń